Dzień 19 i 20 września – Kathmandu


Warning: Undefined array key "https://mytuitam.pl/?p=1" in /home/klient.dhosting.pl/janusz210/mytuitam.pl/public_html/wp-content/plugins/wpa-seo-auto-linker/wpa-seo-auto-linker.php on line 192

Przylot do Kathmandu około godziny 15:05 19 września i postarzeliśmy się o 3 godziny 45 minut. Po wejściu do hali lotniska widocznych kilka, ciągnących się kolejek. Jedna do wypełnienia formularza inna do opłaty wizy (równowartość 40USD). Inna do rozmowy z urzędnikiem i zdobycie pieczątki. Zdziwiłem się, gdy podczas rozmowy z urzędnikiem znowu rozmowa zeszła na powiązania rodzinne z naszym piłkarzem (nie miałem pojęcia że ktoś w Nepalu interesuje się piłką nożną, a tym bardziej naszymi piłkarzami). Po około 45 minutach walki z formalnościami odebraliśmy bagaże.

Na lotnisku wymieniłem w „kantorze” pierwsze dolary na rupie (1USD  = 114Rs). Wychodząc doznaliśmy szoku jak wszyscy chcieli nam we wszystkim pomóc, wszędzie nas zawieźć i w ogóle cokolwiek zrobić byle tylko wyciągnąć od nas kasę. Przed lotniskiem czekał na nas w tłumie jakiś facet trzymając kartkę z moim imieniem i nazwiskiem (szkoda, że wtedy nie miałem pod ręką aparatu). Po dojściu do samochodu okazało się, że jest to ogromny i wygodny pojazd hehe „suzuki maruti”. My cztery osoby z wielkimi plecakami zajmowaliśmy objętość przeznaczoną dla ośmiu osób. Pan nepalczyk okazał się jednak bardzo zdolny i upchał nas z ładunkiem do auta i tu moje kolejne zdziwienie – kierownica po stronie pasażera.

Z mapy googla wynikało, że do hotelu mamy około 2.5 km, nam dojazd do hotelu zajął około 40 minut. Mimo tego, że bardzo lubię kierować cieszyłem się, że nie muszę prowadzić tutaj samochodu. Ruch jest ogromny, policjanci kierują ruchem na większości skrzyżowań (ale nie wiem jak nad tym panują). Znaki drogowe chyba tutaj nie obowiązują. Po chwili obserwacji okazało się, że kierowcy komunikują się ze sobą za pomocą klaksonu. No i wszędzie Suzuki Maruti wykazujące większe lub mniejsze ślady zużycia. Poza samochodami jeździ tutaj gigantyczna liczba skuterków i innych motorków.

Pierwotnym punktem startowym trasy dojścia do Everest Base Camp była wioska Jiri położona nisko, po to żeby zdobywanie wysokości przebiegało stopniowo. Pracownicy hotelu jednak powiedzieli nam, że o tej porze roku jest tam jeszcze sporo błota i że droga z Luki będzie lepszym rozwiązaniem. Zaproponowali nam również pomoc z zakupie biletów lotnicze do i z Lukli (180USD/jedna strona/osobę). Kolejnym (wyczytanym w przewodnikach i stronach internetowych) problemem był zakup zezwolenia, czyli tzw. TIMS Card – dokumentu potwierdzającego obowiązkowy wpis do bazy osób wyruszających na trekking. Ja „wiedząc lepiej” usilnie szukałem w Kathmandu osoby, która potwierdziłaby konieczność zakupu takiej karty. Oczywiście okazało się, że od tego roku kart już nie ma a pozwolenie kupuje się w Lukli przed wejściem na szlak (2000Rs). W zasadzie nie da się ominąć tego punktu jak ktoś tam przechodzi to zaraz słyszy wołanie a kilka metrów dalej siedzi strażnik kontrolujący dokumenty wraz z paszportem. Podobnie jest z zakupem biletu wstępu do Parku Narodowego Sagarmatha . Też się go kupuje przy wejściu (drugiego dnia trekkingu), a jego cena to 3400Rs.

Dzień 20 września wpłynął na zwiedzaniu stolicy Kathmandu, które potrafi zmęczyć najwytrwalszych nadmiarem pojazdów spalinowych, ludzi i przede wszystkim zanieczyszczeniem powietrza. Ciasne uliczki z niezliczoną ilością sklepików, zakładów krawieckich (wykonujących odzież z dowolną, firmową naszywką) oraz restauracyjek wyglądają egzotycznie. Zwłaszcza z wyrobami mięsnymi wystawionym na zewnętrznych ladach sklepowych w pełnym słońcu (na szczęście nie jem mięsa).

Tego dnia zwiedziliśmy też Durbar Square (wstęp 1000Rs) oraz Swayambhunath (świątynię małp), gdzie zostaliśmy poświęceni przed wyruszeniem w góry.

Przed wyjściem w góry a po poświęceniu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *